Cały tydzień minął mi zaskakująco
szybko, ale zarazem monotonnie. Nie miałam dalszych ataków paniki co wcale nie
znaczyło, że czułam się lepiej. Tylko raz wyszłam do kina razem z Klarą. Resztę
spędziłam samotnie zaszyta w ogromnym domu czasami mając wrażenie, że pochłania
mnie.
Uwielbiałam soboty. Mogłam spać
do woli, a później robić co mi się żywnie podoba, przy okazji nie musiałam patrzeć
na szczęście Anastasi i Zayna.
Tak naprawdę dopiero po jej
ostatnim wystąpieniu zdałam sobie sprawę z tego, że ta dwójka jest sobie
naprawdę bardzo bliska. Myślałam, że ze strony Zayna to tylko chwilowa
fascynacja, która mimo wszystko odrobinę się przedłużyła. Cały czas miałam
wrażenie, że dziewczyna próbuje pokazać mi, że jest lepsza ode mnie skoro ona
mogła go mieć, a ja jedynie parę razy miałam okazję zasmakować jego różowych,
pełnych warg.
Mam ochotę płakać. Byłam tak
zaślepiona tym, że pragnęłam być w centrum uwagi, że nawet nie zdawałam sobie
sprawy z tego, że osoby wokół mnie są ważniejsze od tego. W efekcie jestem
niemal sama. Została mi tylko Klara, którą niestety również zaniedbuje.
Nie chcę takiego życia, ale niby
w jaki sposób mam to wszystko naprawić? Poza tym czy będę w stanie zmienić
swoje przyzwyczajenia, które w końcu tak bardzo są we mnie zakorzenione?
+++
O poranku dziwny dźwięk
dochodzący zza okna wyrywa mnie z objęć Morfeusza. Znów niemal wyrywam sobie
włosy z głowy i ze złością szarpię zasłony, niemal je rozdzierając.
Pojedyncze promienie słońca
wpadające do środka oślepiają mnie na moment co tylko jeszcze bardziej mnie
denerwuje.
Dopiero później zauważam wysoką
sylwetkę mężczyzny. Jego ciemne włosy są potargane tak jakby dopiero co wstał z
łóżka i zapomniał użyć grzebienia. Widzę lekki zarost na twarzy, który mimo
wszystko nie razi swoim nadmiarem, a jedynie dodaje mu męskości. Nawet z tej
odległości wiem, że jego oczy mają kolor hipnotyzującej czerni. Chłopak ma na
sobie jedynie czarne jeansy, które nisko opadają na jego biodrach. Widzę jak
przy każdym jego ruchu napinają się wszystkie mięśnie, a pot drobnymi
kropelkami spływa po jego ciele.
Wielokrotnie mijałam Keitha
Blackburn na korytarzu szkolnym. Nie uszło mojej uwadze to, że jest przystojny,
ale nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo może być seksowny.
Zaraz, zaraz…. Ale dlaczego do
cholery kosi trawę w moim ogrodzie?
Po chwili zaczynam zapominać o
tym zaskakującym widoku i cała złość wraca. Narzucam na siebie jedynie pierwszą
lepszą bluzę jaką znajduję w szafie i wybiegam na dwór.
Zaczynam dodatkowo irytować się
kiedy muszę przekrzykiwać to paskudne urządzenie po to, aby chłopak zwrócił na
mnie uwagę.
Dopiero po paru minutach łapię jego
zdziwione spojrzenie. Wyłącza to diabelskie urządzenie i otwiera usta aby coś
powiedzieć, ale nawet nie dopuszczam go do głosu.
-Co ty tutaj do cholery robisz? –
wykrzykuję.
-Pracuję? – ton jego głosu jest
pytający co doprowadza mnie do furii.
-Mnie się pytasz? Skąd mam to
wiedzieć?!
-Myślałem, że rodzice
poinformowali cię o wszystkim. – Unosi jedną brew.
-Tak się składa, że nie mówią mi
o niczym, więc bądź tak łaskawy i w końcu odpowiedz na moje pytanie, bo wierz
mi lub nie, ale nie ma nic przyjemnego w budzeniu się przy akompaniamencie
kosiarki! – krzyczę na tyle głośno, że jestem niemal pewna, iż następnego dnia
będę miała zdarte gardło. Kiedy widzę, że kącik jego ust unosi się ku górze,
zdaje sobie sprawę, że jest rozbawiony całą tą sytuacją. Mam wrażenie, że za
chwilę rzucę się na niego i rozszarpię tą przystojną buźkę.
-I wstając z łóżka nawet nie
pomyślałaś o tym, aby ubrać się, czy też ogarnąć fryzurę? – pyta tym razem nie
powstrzymując już uśmiechu.
Mija trochę czasu zanim dochodzą
do mnie jego słowa.
Mechanicznie spoglądam w dół i
zauważam, że na sobie mam jedynie różowe, ledwo zakrywające pośladki szorty i
obcisłą bluzkę, oczywiście bez stanika, spod której wystają moje sutki witając
się z chłopakiem. Cieszę się, że przynajmniej nie zapomniałam na ramiona
zarzucić bluzy i w tym momencie okrywam się nią szczelnie mając nadzieję, że
uda mi się ukryć jak najwięcej.
Na myśl o tym, że nawet nie
spojrzałam w lusterko przed wyjściem robi mi się słabo. Doskonale wiem, że
zaraz po przebudzeniu moje włosy są powykręcane w każdym kierunku świata.
Nabieram gwałtownie powietrza i
spotykam rozbawione spojrzenie chłopaka. Jak najszybciej odwracam się od niego
i idę w kierunku domu.
-Jeszcze sobie z tobą porozmawiam.
– rzucam w jego kierunku groźbę. Odpowiada mi jedynie jego zachrypnięty śmiech.
+++
-Co on tam w ogóle robi? – pytam
wparowując do kuchni, po której krząta się pani Pearson zapewne już
przygotowując obiad. – Czy rodzice nie zostawili mi żadnej wiadomości?! – ledwo
powstrzymuje się od krzyku.
-Proszę się uspokoić, panienko.
Państwo Moor nie zostawili żadnej wiadomości, ale wiem, że chłopak od dziś
zaczyna tutaj pracę.
-Ale jak to? Dlaczego do cholery
znów o niczym nie wiem?!
-Rodzice panienki są bardzo zapracowani.
Poza tym musieli jak najszybciej znaleźć kogoś do pomocy w ogrodzie. W końcu
nie mogą zostawić takiego dzieła bez opieki. – Jestem w szoku, że ta kobieta
może być tak bardzo opanowana.
-Czy wie pani coś więcej o tym? –
drążę dalej temat.
-Wiem, że na pewno będzie
pracował tutaj w weekendy. Nie wiadomo mi nic więcej.
-Cudownie! – wykrzykuje i idę do
swojego pokoju.
-Proszę zjeść śniadanie! –
wykrzykuje kobieta.
-Później!
Pośpiesznie przebieram się i
widząc swoje odbicie w lustrze mam ochotę zapaść się pod ziemie. Moje włosy
wyglądają jeszcze gorzej niż się tego spodziewałam. Parę minut siłuję się z
grzebieniem, aby udało mi się doprowadzić je do w miarę normalnego stanu. Nie
przejmuje się zbytnio makijażem, nie mam zamiaru starać się ładnie wyglądać dla
kogoś takiego jak Keith. Nie ważne jak bardzo byłby seksowny. Ubieram sportowe
ciuchy i biorę kluczyki od samochodu.
Spoglądam na zegarek i zauważam,
że jest dopiero 7:30. Siłownia zostanie dopiero otwarta za pół godziny. Krzywię
się na ten widok, ale chcę jak najszybciej wyjść z tego domu wariatów, nawet
gdybym miała czekać na pustym parkingu.
Schodzę na dół i od razu do moich
uszy dochodzą fragmenty rozmów i dźwięczny śmiech należący do Keitha.
Nie ma w ogóle szans, abym
przeszła obok kuchni niepostrzeżona, ale i tak próbuję.
-Panienka nie zjadła jeszcze
śniadania. – zauważam różnicę w jej głosie. Jest o wiele bardziej oficjalny niż
był wtedy kiedy rozmawiała z tym okropnym osobnikiem siedzącym właśnie w MOJEJ
kuchni, przy MOIM stole, w dodatku na MOIM miejscu.
-Nie jestem głodna. – mówię
oschle nawet na nią nie spoglądając.
-Śniadanie to najważniejszy
posiłek dnia. Tym bardziej, że panienka będzie wykonywała ćwiczenia fizyczne.
Nie będzie miała panienka w ogóle siły. – kontynuuje, a ja niemal mam ochotę
przewrócić oczami. Słyszałam tą śpiewkę już chyba z milion razy i jestem pewna,
że potrafiłabym wyrecytować ją nawet w gdyby ktoś obudził mnie w środku nocy.
-Niech pani da jej spokój.
Księżniczka Gabriella nie zniży się do tego, aby usiąść przy tym samym stole co
ja. – Prześmiewczy ton jego głosu sprawia, że z całych sił zaciskam dłonie w
pięści. Za kogo on w ogóle się uważa,
aby wygadywać takie rzeczy. Skąd w ogóle może wiedzieć co jest powodem tego, że
nie chcę zjeść śniadania.
Biorę głęboki oddech i zaczynam
kierować się w kierunku kuchni. Nie mogę powstrzymać się od tego, aby nie
utrzeć mu nosa. Jednak szybko zatrzymuję się przy wejściu.
Widzę jak chłopak popijając sok
pomarańczowy taksuje moją sylwetkę. Od razu zaczynam żałować, że jak na razie
nie udało mi się zrzucić choćby kilograma. Wtedy na pewno czułabym się o niebo
lepiej z jego wzrokiem na moim ciele.
Spoglądam na niego marszcząc
brwi. Chcę aby przestał.
-O co ci chodzi? – pyta.
-Siedzisz na moim miejscu.
-Ohh przepraszam jak najmocniej.
– Gwałtownie podnosi się z mojego miejsca znajdującego się naprzeciwko okna, a
jego głos ocieka sarkazmem. Staje przede mną kłaniając się. – Wasza wysokość,
błagam o wybaczenie. – kontynuuje prześmiewczym tonem. Chyba pierwszy raz w
życiu mam tak wielką ochotę kogoś uderzyć.
-Keith, przestań. – odzywa się
pani Pearson. – Jesteś niemiły. – twierdzi, a uśmiech chłopaka pogłębia się
jeszcze bardziej, ale mimo to zajmuje jedno z wolnych miejsce. Niestety
znajduje się ono dokładnie naprzeciwko mnie.
-Co przygotować dla panienki? –
pyta kobieta.
-Tylko wodę.
-Serio? Nawet nie jesteś w stanie
podnieś swojego tyłka, aby nalać sobie wody. Tylko ktoś musi ci usługiwać nawet
w tak banalnych rzeczach. – tym razem w ogóle nie jest rozbawiony. Na jego
twarzy maluje się złość. Nie rozumiem dlaczego ta sytuacja jest dla niego tak
bulwersująca. Dla mnie to normalne. Pani Perason od zawsze robi dla mnie to o
co poproszę.
-Keith. – Jej głos jest odrobinę
bardziej ostry.
Wstaję gwałtownie niemal
przewracając krzesło i nie zważając na lekkie zawroty głowy pewnym krokiem
podchodzę do szafki, w której jak sądzę znajdują się szklanki. Niestety trafiam
na tą w której znajdują się kubki. Jednak staram się nie pokazać po sobie
zakłopotania i biorę jeden z moich ulubionych. Pośpiesznie napełniam go wodą i
znów zajmuje miejsce dokładnie naprzeciw niego. Mam ochotę zetrzeć ten
szyderczy uśmiech z jego twarzy.
-Woda w kubku. Naprawdę? – odzywa
się ponownie, ale wiem, że tym razem jest naprawdę rozbawiony tą sytuacją.
-Nie pomyślałeś, że po prostu tak
lubię?
-Tak. Oczywiście. – Bierze
kolejny łyk soku pomarańczowego nie spuszczając ze mnie wzroku.
-Dla panienki też jajecznica, czy
coś innego? – cieszę się, że pani Pearson ponownie się odzywa.
-Nie. Woda wystarczy. –
odpowiadam.
Widzę niezadowolenie wypisane na
jej twarzy, ale wiem, że nie będzie znów forsowała się namawianiem mnie do
zjedzenia czegokolwiek. Jednak kiedy do moich nozdrzy dochodzi zapach jajek do
ust napływa mi ślinka. Nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam cokolwiek.
-Świetnie więcej będzie dla mnie.
– mówi po czym bierze talerz niemal po brzegi wypełniony jedzeniem. Znów
przełykam ślinę. Nie mogę oderwać wzroku od żółtych i białych kawałeczków, bez
których jeszcze niedawno nie potrafiłam się obyć. – Jesteś pewna, że nie
chcesz. Wiesz, mogę się podzielić. – mówi znów się uśmiechając. Dlaczego do
cholery jasnej on tak często się uśmiecha?
-Nie. Myślę, że pani Pearson
będzie mogła zrobić dla mnie nową. – Nie spuszczam z niego wzroku. Chcę go tym
tak zirytować jak on mnie.
-Tak, oczywiście. – odzywa się
kobieta głosem pełnym ulgi.
-Z jednego jajka. – komentuje po
chwili kiedy wyciąga 3 sztuki z lodówki. Z głębokim westchnięciem chowa resztę.
Wiem, że najchętniej skomentowałaby to jak mało jem, ale wie, że nie może, bo
wystarczy tylko jedno moje słowo i może pożegnać się ze swoją pracą, której na
pewno bardzo potrzebuje.
Nadal staram się nie spuszczać
wzroku z chłopaka, a okazuje się to być jeszcze trudniejsze niż myślałam. Choć
powoli przeżuwa swoją porcje to również nie przestaje na mnie patrzeć. Jeszcze
mocniej zaciskam rękę na kubku i kiedy już nie potrafię wytrzymać napięcia
biorę z niego mały łyk. Nie mogę wytrzymać siedzenia bezczynnie w dodatku kiedy
on rejestruje każdy mój nawet najmniejszy ruch.
Staram się nie myśleć o tym jak
seksownie wygląda po narzucenia na spocony tors zwykłego białego podkoszulka,
który na kimś innym wyglądałby jak szmata.
Pani Perason ratuje mnie od
niebezpiecznych myśli stawiając przede mną moją porcję.
W ręce biorę widelec i z
przyjemnością zaciągam się kuszącym zapachem.
-A pani nie je? – odzywa się
nadal nie spuszczając ze mnie wzroku. Chyba pojął zasady tej gry.
-Nie. Ja już wcześniej zjadłam
śniadanie. – odpowiada zapewne mile zaskoczona tym, że ktoś się nią
zainteresował. Ja nigdy wcześniej nie pytałam się o to jak się czuje, czy
czegoś potrzebuje. Od razu nachodzi mnie dziwne uczucie. To chyba wyrzuty
sumienia. Zdaję sobie sprawę z tego, że traktuję ją jak robota, który zrobi
wszystko czego tylko zapragnę. Myślę, że po części jest zadowolona z tego, że
tak rzadko z własnej woli zaglądam do kuchni. Przynajmniej ma święty spokój, a
do tego dochodzi jeszcze to, że moich rodziców niemal nigdy nie ma w domu.
Biorę pierwszy mały kęs, a gama
smaków niemal eksploduje na moim języku. Czuję jak zaczyna burczeć mi w brzuchu
i ledwo powstrzymuję się od tego, aby w zastraszającym tempie nie pochłonąć
jedzenia.
Widzę, że Keith wstaje z miejsca
i zauważam, że niesie swój brudny talerz do zlewu. Doskonale wiem, że choć pani
Perason ma do swojej dyspozycji zmywarkę to nigdy z niej nie korzysta. Skoro
woli niszczyć swoje dłonie detergentami to proszę bardzo.
Lekko marszczę brwi śledząc każdy
jego ruch. Doskonale wiem, że przed chwila robił dokładnie to samo ze mną.
Ponownie siada na swoim miejscu i
do końca opróżnia szklankę z sokiem.
-Nie musisz już wracać do pracy?
– pytam po chwili kiedy nadal siedzi na swoim miejscu.
-Mam godzinną przerwę. –
stwierdza.
-Ah. – Ostatkiem sił powstrzymuję
się od tego, aby skomentować, że jego praca jest za dobra, ale wiem, że na
pewno próbowałby się o to na mnie odegrać. Na pewno jego argumentem byłoby to,
że sama nie pracuje.
-Jak długo masz zamiar to jeść.
Przecież na pewno już jest zimne. – wskazuje na mój talerz, który powoli
opróżniam.
-Szybkie jedzenie nie jest
zdrowe.
-A może po prostu ci nie smakuje.
Ja chętnie zjem resztę.
-Bardzo mi smakuje. Jak możesz
nie być już w pełni najedzony?
Wzrusza po prostu ramionami i
nadal mnie obserwuje. To staje się do tego stopnia nieznośne, że niemal rzucam
widelcem.
-Możesz szanownie z łaski swojej
przestać się na mnie patrzeć kiedy jem.
-Nie bój się nie powiem nikomu,
że masz tak przyziemne potrzeby jak jedzenie.
-Nie o to chodzi… - Poddaje się i
spuszczam wzrok na swój posiłek. Na widelec nakładam kolejna mała porcję, po
czym powoli ją przeżuwam. Staram się zacząć odrobinę szybciej jeść. Chcę
skończyć swoja porcję i jak najszybciej się stąd ulotnić, ale po paru minutach
mój żołądek zaczyna się buntować. To jak na razie odrobinę za dużo. Odkładam
widelec krzywiąc się.
-A nie mówiłem, że zimne nie
będzie smaczne. – odzywa się, ale ignoruje go. Po prostu wstaję ze swojego
miejsca i powoli masuję brzuch.
-Dobrze się panienka czuje? –
odzywa się kobieta.
-Taaa.. – mówię odrobinę za
bardzo przeciągając. Znów mam zawroty głowy i mam wrażenie, że coś za chwilę
rozsadzi mój brzuch. Łapię się futryny, bo mam wrażenie, że za chwilę się
przewrócę.
-Panienko? – słyszę.
-Hej, wszystko z tobą OK. – Czuję
jego dłonie na talii. Choć jego uścisk jest stanowczy to dziwnie delikatny.
Napotykam jego czekoladowe oczy. O dziwo są przepełnione strachem i troską.
-Nie dotykaj mnie! –wykrzykuję.
Gwałtownie wyszarpuje się z jego uścisku i wybiegam z domu zostawiając
zszokowanego chłopaka.
___________________________________
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać. Nie macie się czym martwić nie mam w ogóle zamiaru zawieszać tego bloga. Po prostu tyle rzeczy się dzieje, że nawet nie zdaję sobie sprawy z tego jak szybko leci czas. Mimo to będę się starać jak najczęściej coś pisać i publikować.
Choć nieraz mnie to denerwuje to momentami bardzo motywuje. Chodzi mi tutaj o wasze pytania dotyczące tego kiedy pojawi się kolejny rozdział. Ale oczywiście nic nie daje większego kopa niż wasze cudowne komentarze. Dlatego proszę o choćby jednozdaniową opinię, która sprawi, że będzie mi się chciało poświęcić choćby chwilę dziennie na pisanie.
Kocham was bardzo i jeszcze raz proszę o komentarze :D
Zapraszam na mojego bloga z recenzjami książek: LINK
Oooo my goodness *0* kocham perspektywę Gabi, czy mi się wydaje czy pomiędzy nią a Keithem coś będzie ? :D obawiam się że Gabi może mieć ciężkie kłopoty ze zdrowiem :o życzę weny i tysiące buziaków dla Ciebie :***** ❤❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńCudo, Keith i Gabi hmm... Kabi ? A może Geith ? :D Już się cieszę z takiego obrotu sprawy, mam nadzieję że Gabi nic nie jest choć jest wredną zołzą :D życzę weny i czekam ma next z niecierpliwością :*
OdpowiedzUsuńŚwietny. Nie mam pojęcia co napisać bo nie jestem zbyt dobra w komentowaniu :D Powiem tylko że naprawdę lubię perspektywy i Gabi i Zayn'a ale też chciałabym wiedzieć co czuje Ana w jej związku z Zayn'em więc mam pytanie, czy napiszesz potem coś ze strony Any ?
OdpowiedzUsuńJa tam wole perspektywe Zayna, ale Gabi tez jest spoko :) biedna, rodzice ja olewaja, znajomi tez i na dodatek problemy ze zdrowiem... Szczerze jej wspolczuje. Ale czasami sama soboe jest winna. Oby tylko to nie bylo nic poważnego.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny, pozdrawiam Asiek :)
Wow Gabi ma jakieś odczucia skruchy wobec dawnych przyjaciół. Szok! Jestem ciekawa jak potoczy się jej znajomość z Keithem :)
OdpowiedzUsuńSuper!
OdpowiedzUsuńNie no, postaram się napisać coś więcej :)
Gabriella zaczyna powoli się zmieniać i mam wrażenie, że Keith bardzo jej w tym pomoże. Zapewne ten chłopak namiesza jej w głowie i cóż, Gabi się zakocha, jednak mogę się też mylić. Martwi mnie jednak, że dziewczyna tak mało je. Polubiłam ją, bo wbrew pozorom nie jest aż taka zła.
Czekam na następny!
Kocham perspektywę Gabi. Twój blog jest niesamowity :)
OdpowiedzUsuńMhm... Czuję, że coś zaiskrzy między Gabi a Keith'em^^ Świetny rozdział i już nie mogę doczekać się następnego z perspektywy Zayna :D Życzę duuuużo weny ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Weronika
Świetne! Na tym rozdziale pokochałam perspektywę Gabi. Mam nadzieję, że Keith jej pomoże i do czegoś miedzy nimi dojdzie. Nie mogę się się doczekać next, dużo weeny :)))
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej zaczynają mi się podobać rozdziały z perspektywy Gabrielli.
OdpowiedzUsuńA Keith taki >>>>>
czekam na kolejny i pozdrawiam ;**
Rozdział świetny *.* zresztą jak zwykle xD chciałabym się zapytać czy ten blog jest dostępny na wattpadzie a jak tak to jak on się nazywa :3 pozdrawiam i duuzo weny <3
OdpowiedzUsuńhttp://www.wattpad.com/myworks/30358701-who-am-i
Usuń:D
świetny :D czekam na next :)
OdpowiedzUsuńO proszę, tego bym się nie spodziewała. :D
OdpowiedzUsuńOgólnie myślałam, że te perspektywy Gabi to takie epizodyczne, a tu widzę, że będzie mieć własny wątek. Najważniejsze, że ciekawy. Już zaczyna się dziać, a wszystko przez charakter zarówno jej jak i Keitha. Swoją drogą, bardzo fajnie budujesz jego postać, już go polubiłam. :)
O rany rozdzial super!! Czekam na nn ;)
OdpowiedzUsuń